czwartek, 29 lipca 2010

Assis- witamy w krainie zwanej NeverLand

Umieszczam dzisiaj 3 posty nadrabiając zaległości spowodowane brakiem dostępu do Internetu.

Wyobraźcie sobie małe miasteczko z mieszkańcami, którzy się tu urodzili, założyli rodziny i planują tu doczekać swoich ostatnich dni; miasteczko, które istnieje dzięki ciężkiej pracy ludzi, którzy wieczorami po długim dniu pracy zasiadają do stolików i grają w szachy lub warcaby; miasteczko gdzie dzieci beztrosko biegają po ulicach grając w piłkę nożną i marząc, że kiedyś będą wielkimi piłkarzami… Tak na pierwszy rzut oka wygląda Assis. Oczywiście jest to mocno przerysowany obraz. Ludzie nie żyją tu tylko z roli, a dzieci nie mogą hasać na każdej ulicy, bo groziłoby to zwyczajnym rozjechaniem. Tak czy owak Assis to mała mieścina licząca 90 tys mieszkańców. Z czego 2 tys to studenci Uniwersytetu, na którym będę pracowała. Tak więc po podróży trwającej 16 godz. Brazylijczycy znowu nie zawiedli i się mną porządnie zaopiekowali. Już pierwszego dnia zwiedziłam Uniwersytet, pobliskie osiedle i główne ulice. Zostałam zakwaterowana w akademiku, w pokoju 2-osobowym ( z niecierpliwością czekam na współlokatorkę z Anglii, która powinna pojawić się w niedzielę) z łazienką i własną kuchenką. Także na brak komfortu nie mogę narzekać. Praktykę zaczynam dopiero od poniedziałku, więc mam czas na spokojne zapoznanie się z miasteczkiem. Póki co ruchu zbytniego nie ma. Semestr zaczyna się 2. sierpnia, a nie ukrywajmy, że to studenci są siłą napędową koła życia tej mieściny. Pobyt w tak małej miejscowości jest ciekawą odmianą po aglomeracjach takich jak Sao Paulo, Rio de Janeiro czy też Belo Horizonte. Życie tu biegnie zupełnie innym torem i posiada swój urok. Nie ma pośpiechu ani korków. Ciężko będzie się przestawić na taki tryb, ale chwila odpoczynku chyba każdemu się przyda.
Informacja dodatkowa: Wszyscy Brazylijczycy kochają piłkę nożną. Gdy leci jakikolwiek mecz w TV, puby są wypełnione po brzegi. Tak też było wczoraj. Zostałam zaproszona na obejrzenie półfinałów Brazylii, Iternacionale vs Sao Paulo. Wszyscy mieszkańcy byli za tą pierwszą drużyną. Pub stał się na moment rzeczywistym boiskiem wypełnionym wiwatami i oklaskami kiedy ich faworyci wygrali.

Czy to Sao Paulo? Czy to Rio de Janeiro? Nie, to Assis!

Ładne mają tu chwasty, prawda?

Specjalnie dla mojej Mamusi palmy, w tle miasteczko.

Główny Kościół znajdujący się w centrum.

Popijając przepyszny koktajl oglądałam mecz w doborowym towarzystwie koleżanek z uniwerku.

Zastanawialiście się kiedyś jak wygląda zachód słońca na końcu świata….

Tajniki nocnego życia w Belo Horizonte

W owym mieście ugościł nas Brazylijczyk Mauro, który w zeszłym roku odbywał praktykę w Polsce. Zatrzymałyśmy się w domu Jego kolegów. Brazylijczycy po raz kolejny potwierdzili tezę, że są bardzo gościnni. Dostałyśmy własny pokój z osobną łazienką ( za free). Chłopcy opiekowali się nami niesamowicie. Dniami zwiedzaliśmy co nieco miasto, a nocami… mogłam w końcu zobaczyć jak Ci Brazylijczycy potrafią się bawić, a wierzcie mi, potrafią. W większości klubów króluje samba. My, Polki nie jesteśmy przystosowane do tego typu muzyki trwającej przez całą imprezę, dlatego też zostałyśmy zawiezione do klubu z muzyką R&B ( Ci co mnie znają chyba domyślają się jak zareagowałam). Po jakimś czasie pobytu w tym klubie na scenę weszło dwóch Panów i zaczęła się zupełnie inna impreza. Tak stałyśmy z dziewczynami, słuchałyśmy i wierzcie lub nie, ale to było portugalskie DISCO POLO! Określają to mianem „country music”, czyli najprościej rzecz ujmując muzyka, której nikt nie lubi i nikt nie słucha, ale wszyscy znają słowa. Pod wpływem atmosfery same zaczęłyśmy śpiewać po polsku- też pasowało. Po tak wspaniałej gościnie po raz kolejny wsiadłyśmy do autobusu, żeby wyruszyć naprzeciw kolejnej przygodzie. Tym jednak razem nasze ścieżki się rozbiegają…
Gosia--> Ouro Preto
Justyna--> Barretos
Ja--> Assis
Informacja dodatkowa: W całej Brazylii jest bardzo dużo homoseksualistów, mają własne bary, biura turystyczne, a nawet osiedla. Ostatniego dnia pobytu w Belo Horizonte miałyśmy okazję śledzenia parady homoseksualistów. Nie będę dzieliła się uczuciami jakie wtedy nam towarzyszyły. Każdy ma prawo posiadać własne zdanie na ten temat.

Jedyna w swoim rodzaju ekipa BHE

Mały trójkącik

Kolejne zdjęcie 3 małych Polek, tym razem z ochroniarzem przy boku

Bye bye Rio


Nasz ostatni dzień w Rio był pełen wrażeń. Wybrałyśmy się do parku botanicznego, aby poznać roślinność występującą w Ameryce Południowej. Tysiące rodzajów palm, małych krzaczków i roślin, które my hodujemy w doniczkach. Jednak największą dla nas atrakcją były dzikie małpy skaczące po drzewach. Spędziłyśmy przy nich najwięcej czasu, niestety nie pozwoliły uwiecznić się na zdjęciu. Wyobrażając sobie, że przemierzamy dziką amazońską puszczę przeniosłyśmy się do drugiego parku. Tam nie mogłyśmy wyjść z podziwu, jak pięknie może być na Ziemi. Park Lage krył w sobie mnóstwo turystycznych ciekawostek. Choćby akwarium ukryte w jaskini, staw z rybami i tajemnym przejściem pod ziemią, bagno znajdujące się ni stąd ni zowąd przed tobą i wiele wiele innych. W między czasie popijając wodę z kokosa i zajadając się brazylijskimi przysmakami żegnałyśmy się z ciężkim sercem z Rio. Niestety nic nie trwa wiecznie.
Informacja dodatkowa: Hostel w którym się zatrzymałyśmy zaowocował wieloma znajomościami. Poznałyśmy ludzi z Danii, Argentyny, Anglii, Hiszpanii, Chile, Francji, a nawet z Polski! Także nie zatrzymujcie się w ekskluzywnych hotelach, ale w tańszych lokalach. Polecam „Pirates of the Ipanema”. Standard mieszkania może nie najlepszy, ale atmosfera bezcenna!

Trzeba było zbadać niezidentyfikowany obiekt

Gosiak w pieczarze

Jedna z wielu ulic w Rio z widokiem na Corcovado ( Jezusa)

Idealny strój na dziką wyprawę

Jadą świry jadą!

Z dedykacją dla IAESTE crew

środa, 21 lipca 2010

Rio de Janeiro!!!




Zaskoczenie, ekscytacja, zachwyt!- takimi uczuciami przywitalysmy Rio.
Znalazlysmy nocleg w tanim hostelu ( 20 BRL/noc). Warunki nie zachwycaja. Ulokowali nas w maleñkim pokoiku 8-osobowym. £azienka pozostawia wiele do zyczenia, ale za taka cene jestesmy w stanie to przetrwac. Zaoszczedzone pieniadze mozna przeznaczyc na kolczyki, branzoletki, breloczki, japonki, koszulki i wiele innych rzeczy, które oczywiœcie sa z flaga Brazylii. Istnieje ogromna zaletu tego hostelu, a mianowicie polozony jest na cypelku pomiedzy Ipanema ( 100m) i Copacabana ( 200m). Jak sie pewnie domyslacie najwiecej naszego czasu spêdzamy wlasnie na tych plazach.
Piekna opalenizna przeciez musi byc!

W tle widok Ipanemy ( ta plaza bardziej przypadla mi du gustu)


Gdyby Baltyk byl tak przejrzysty, Gdañsk stalby siê drugim Rio.


Pierwszego dnia zafascynowane rajem na ziemi skorzystalyœmy z city tour ( 55 BRL,4 godz.). W ciagu tak krótkiego czasu odwiedzilysmy najwazniejsze miejsca w Rio.

Zdjêcie ze specjalna dedykacja dla Damiana! Stadion najwiekszy na swiecie pod wzglêdem liczby ludzi, która moze przyjsc ogladac mecz. Miescilo siê tam nawet 200 tys ludzi, ale majac na uwadze bezpieczeñstwo ograniczyli wejscia do liczby miejsc siedzacych.


Na tej wlasnie ulicy odbywa siê najslynniejszy karnawal w Rio. Im blizej ulicy, tym drozsza miejscówka.


Schody wolnosci. W 2003 r. jeden z brazylijskich polityków ustanowia schody strefa "wolnosci". Mówiac najprosciej, mozna tam legalnie palic ziolo, jednak w godz. 20-2.


Orgomna katolicka katedra. Dopisalo nam szczêscie, gdyz w chwili naszych odwiedzin trwala msza. Mielismy wiêc przyjemnosc posluchac mszowych piosenek, zupelnie roznych od tych w Polsce. Ludzie tak siê radowali, ze w trakcie spiewania zywo klaskali.


Punkt kulminacyjny chyba kazdej wycieczki. Widoki z tego miejsca zapieraly dech w piersi.


Dzien drugi zorganizowalyœmy sobie same. Od rana obowiazkowo pracowalysmy nad czekoladowym odcieniem skóry, w miedzy czasie zaliczajac kapiel w oceanie.
Po czym postanowilyœmy zdobyc góre cukru. Sa dwie teorie dlaczego owa góra wlasnie tak siê nazywa. Pierwsza jest to, ze nad Rio w tym regionie unosi siê taki smog, ze szczyt góry osnuty jest mleczna poswiata, co stwarza pozory, ze góra zrobiona jest z cukru. Druga natomiast teoria mówi, ze nazwa pochodzi od urzadzenia, które niegdyz bylo uzywane jako pojemnik do przechowywaniu soku ( mieszanki plesni z cukrem).

Widok roznoszacy siê z góry cukru.


Na pierwszym etapie wspinaczki wykonanej za pomoca wlasnej sily miêsni, która pozwolila nam wsiasc do kolejki linowej.( Zrobione by Gosia, choc nie tak dobre jak zdjêcia Witka- idola Gosi)


3 polki na tle nocnego Rio.


Informacja dodatkowa: Mieszkañcy Rio bardzo dbaja o swój wyglad. Mêzczyzni preferuja cwiczenia fizyczne. Czesc zeñska czytelniczek zainteresuje pewnie fakt, ze na plazy, badz na sciezce rowerowej tuz przy niej ciagle biegaja lub cwicza (najczêsciej juz ) wysportowani mêzczyzni. Kobiety natomiast preferuja pielêgnowanie ciala od wewnatrz. Zdrowo siê odzywiaja, dbaja o skórê i paznokcie. W sklepach nie rzuca Wam siê w oczy snickersy, twixy, ani chipsy, ale zbozowe ciasteczka i produkty light.

PS
Pozdrwiam goraco z Rio moich kochanych rodziców!

PS 2
Brak polskich znakow spowodowany jest brakiem wgranej polskiej klawiatury na komputerze w hostelu.

poniedziałek, 19 lipca 2010

Tyle słońca w całym mieście

Nie widziałam tego tutaj jeszcze. Po tygodniu marznięcia doczekałyśmy się słonecznej pogody. Jak tylko się rozpogodziło zrzuciłyśmy z siebie kurtki i zaczęłyśmy pracować nad opalenizną. Dzisiaj trafiłyśmy na dzielnicę Liberdade ( dzielnica wolności)- małe japońskie miasteczko. Buszowałyśmy po maleńkich sklepikach podziwiając misterną ręczną robotę, a także, nie ukrywajmy, masówke w stylu MADE IN CHINA.
Informacja dodatkowa: Jak pewnie wszyscy wiecie w Brazylii obecnie panuje zima. W sklepowych gablotach widnieją zimowe kurtki, swetry i inne ubrania z kategorii "grube". Ubrane w bluzeczki bez rekawów pękałyśmy ze śmiechu mijając dziewczyny ubrane w zimowe kurtki. Widać jednak tak jak my, polskie dziewczyny, z niecierpliwością wyczekujemy kiedy będziemy mogły wygrzebać z szafy lekkie bluzeczki, kuse sukienki i fantazyjne stroje kąpielowe, tak one z ogromną przyjemnością zakładają długie kozaki i kolorowe szaliki ( przy 15C).

Uchachane z powodu grzejącego slońca.

Na tle Sao Paulo.

Deser zrobiony z acai- super energetyzujący owoc, red bull może się schować.

Popijamy wodę prosto z kokosa. Bardzo orzeźwiające w tak ciepły dzień.


PS

Dzisiaj już opuszczamy Sao Paulo i wyruszamy na podbój Rio de Janeiro!

sobota, 17 lipca 2010

Japoński festiwal

Miałyśmy przyjemność wziąć udział w festiwalu japońskim. Jak już wspominałam Japończycy tworzą w Sao Paulo naprawdę dużą grupę. Także owy festiwal jest tutaj bardzo popularny. Żeby się tam dostać musiałyśmy zapłacić za wejście ( 7 BRL), ale było warto! Miałyśmy możliwość skosztowania wszystkich specjałów [ próbki leżały na każdym stoisku], owoców, a nawet różnego rodzaju sake. Przechadzając się przez
ogromną halę mijałyśmy śpiewający zespół japoński, pokazy sztuki origami, stoiska masażu, oraz tańczących ludzi (do których chętnie się przyłączyłyśmy). Wielka szkoda, że nie mamy tego rodzaju widowisk w Polsce.
Informacja dodatkowa:
Większość Japończyków genialnie mówi po angielsku. Nie było więc problemu z zamawianiem, ani nawet z prowadzeniem rozmowy.

Festiwalowa dekoracja nr 1.

Festiwalowa dekoracja nr 2.

Jedzenie po raz n-ty. Na zdjęciu wyśmienita tradycyjna japońska potrawa Yakisoba.

Mmm... owoce z płynną czekoladą.

Na hali zostały umieszczone dwa drzewka: życzeń i miłości. Tu widzicie te drugie. Na karteczce trzeba było napisać kogo/co się najbardziej kocha.

Nowi Brazylijscy przyjaciele

Kontynuujemy zwiedzanie. Przyszła kolej na Memorial de Imigrante. Podstawowym środkiem komunikacji miejskiej w Sao Paulo jest metro, dlatego tym razem po raz kolejny z niego skorzystałyśmy. Po kilku przesiadkach w podziemiach wyszłyśmy na ruchliwą, przepełnioną ludźmi ulicę. Ucieszone widokiem tłumu zabrałyśmy się za pytanie o drogę, niestety zdało się to na nic. Nikt nas nie rozumiał. Ostatecznie ktoś zaproponował nam poproszenie o pomoc policjantów. Tak też zrobiłyśmy. Niestety Oni także nie mówili po angielsku. Jednak żywo gestykulując zaproponowali nam podwiezienie do muzeum! Oniemiałe wręcz przyjęłyśmy propozycję i wysiadłyśmy pod samym muzeum. Policjanci powiedzieli obsłudze, że jesteśmy Polkami i nie mówimy po portugalsku, ani po hiszpańsku i dostałyśmy wejściówki za darmo ( normalnie zapłaciłybyśmy 5 BRL). Pełne entuzjazmu po tym wydarzeniu dałyśmy się przenieść do świata imigrantów...
Informacja dodatkowa: Na ulicach jest mnóstwo policjantów. Mają swoje stanowiska co 200-300m. Brazylijczycy przestrzegają, żeby uważać na swoje rzeczy, bo bardzo częste są tu kradzieże. Jednak dzięki takiej policyjnej obstawie można się czuć nieco bezpieczniej.

Policjanci chętnie zapozowali z nami do zdjęcia.

Jedna z sal znajdujących się w muzeum- imigranci z Chin

Park położony w samym centrum miasta.

Siłownia umieszczona w parku, każdy może z niej korzystać.

Po cięzkim dniu trzeba oczywiście coś zjeść. Tym razem zdecydowałyśmy się zatrzymać przy stoisku z ciepłą kukurydzą( 1szt.=2 BRL)

czwartek, 15 lipca 2010

Zagubione w wielkim mieście

Tak jak chyba w każdym zakątku świata tak i tu stragany kuszą słodkimi kolorami i tęczowymi zapachami. Miałyśmy przyjemność skosztować nowych brazylijskich specjałów. Ceny nie są aż tak wygórowane ( 0,5kg fig= 1 BRL). Pełne energii wyruszyłyśmy w kolejną wyprawę po mieście. Zwiedziłyśmy egzotyczny Park de Luz, wyrafinowaną galerię sztuki z XIX wieku, wypełnioną ludźmi Mercada Menicipla oraz ogromny Kościoł znajdujący się w samym sercu Sao Paulo.
Podczas wędrówki odkryłam uniwersalny język- porozumiewanie się na migi. To niesamowite, że wszystko możemy przekazać w zupełnie pierwotny sposób [ prosiłam o doładowanie na kartę sprzedawcę, który nie rozumiał nawet pytania "do you speak english?"- dogadaliśmy się].
Informacja dodatkowa: W Sao Paulo mieszkają ludzie o przerożnych narodowościach, zaczynając od rdzennych mieszkańców Ameryki, przez Europejczyków, a kończąc na Japończykach. Ci ostatni tworzą tu największą mniejszość narodową. Wydawałoby się, że misato tak turystyczne, tak różnokulturowe jest wielojęzyczne. Błąd. Wszyscy mówią po porugalsku! Naprawdę niewielki odsetek mieszkańców jest w stanie mówić w języku angielskim. Tak więc przed przyjazdem do Brazylii polecam kurs porugalskiego. Jeśli nie wypali, zawsze pozostaje rozmowa na migi.

Karambolla- wyśmienity słodki owoc ( 1 tacka= 1 BRL)

Zajadamy się Pastel- superkaloryczne niebo w gębie!

Poszukiwanie przystanku autobusowego w miejskiej dżungli.

Park de Luz.

Niezbędne zdjęcie z bambusami.

środa, 14 lipca 2010

Ciągle pada...

"A ja chodzę, nie przejmując się ulewą ani spiesząc, czując jak mi krople deszczu usta pieszczą, ze złożonym parasolem idę pieszo, o tak!"
Skończyło się Eldorado. Strumienie deszczu zalewają całe miasto od wczoraj, bez żadnych przerw. Zabawne, Irma witając nas na lotnisku oznajmiła nam, że od 3 tygodni nie padało. Może jednak 3 małe Polki mają większy wpływ na Brazylię niż sądziłam.
Na chodnikach namnożyli się drobni sprzedawcy, oferując przeróżne parasole (10-15 BRL*).
Akceptując pogodę odwiedziłyśmy (zadaszone) muzeum sztuki, gdzie we wtorki wejście jest za free. Miałyśmy przyjemność obejrzeć obrazy artystów takich jak m.in. Max Ernst, Vincent Van Gogh, Renoir, Rembrandt, Manet. Niestety zdjęć nie posiadamy, robienie ich było zabronione.
Informacja dodatkowa: Uważąjcie na samochody! Jest ich całe mnóstwo, więc korki są tu na porządku dziennym. Pomimo niebezpieczeństwa Brazylijczycy przechodzą na czerwonym świetle. Zjawisko jest naprawdę fenomenalne- człowiek potrafi zatrzymać się na środku ulicy i czekać aż coś przejedzie, bo oczywiście kierowcy nikogo nie przepuszczają. Generalnie na przejściach musiałyśmy biegać.

*1 BRL= 1.8 PLN

Stojąca na budynku imitacja wieży Eiffla.

Sao Paulo wieczorem.

Pomnik don Kichota i Sancho Pansy ( ubranie zrobione z kapsli!)